W centrum chaosu

Godzina 20. Ufff…oddycham z ulgą wychodząc z sypialni. Dobiega z niej miarowe posapywanie będące przyczyną mojej ulgi. W mieszkaniu panuje mrok. Celowo nie zapalam światła, żeby nie rzucał się w moje podkrążone oczy obraz nędzy i rozpaczy, znaczy bałagan. W sumie ciężko nazwać to bałaganem. To raczej wygląda jakby przed chwilą przeszedł tu jakiś huragan. Lawirując pomiędzy książkami, odkurzaczem i niezliczoną ilością małych wbijających się w stopy przeszkód, docieram do telewizora, żeby rzucił trochę światła na ogólny stan rzeczy oraz by przerwać tą niespotykaną ciszę. Następnie wybieram się w podróż do kuchni, tak by nie poruszyć, żadnej przeszkody, która mogłaby wydać jakiś dźwięk. Od dwóch godzin czeka tam na mnie kawa w kawiarce. Czekają niestety też stosy brudnych garów już znacznie dłużej niż 2 godziny. Wracając z kawą zaczynam się zastanawiać, kiedy zrobił się taki bajzel? Przecież rano był porządek i nawet odkurzałam w ciągu dnia. Z drugiego pokoju dobiega odgłos wiercenia się i skrzypiącego łóżeczka. No cóż nic nie poradzę na to, że to stare i wysłużone łóżeczko tak skrzypi. Jednak znam już odpowiedź na swoje pytanie, to już 8 miesięcy panuje w naszym mieszkaniu ten chaos.